DORUCHÓW
W Doruchowie bardzo dawno temu powstał dom dla ubogich. Był to szpital - przytułek, taki jak w sąsiednich miejscowościach -Ostrzeszowie, Grabowie i Mikstacie. Wybudował go własnym kosztem proboszcz parafii ks. Walenty Holstnic, na utrzymanie ubogich i chorych zapisał 100 zł polskich. Historycy odnotowali, że w ty m samym czasie co w Ostrzeszowie, nawiedzały ludność Doruchowa klęski głodu i epidemii. Rok 1699 był rokiem wielkiego głodu. W 1710 r. szerzyła się epidemia cholery. O podobnych klęskach zbieżnych w czasie i rozmiarach napisałem we wspomnieniach o Grabowie i Mikstacie. O Doruchowie trzeba napisać jako o polskim "Salem", a wydarzenie, które tu zaszło ponad 220 lat temu, miało związek z zacofaniem lecznictwa i wiarą w czarownice. Kiedy 300 lat temu we wsi Salem w Massachusetts (USA) spalono na stosie dwadzieścia "czarownic" - w Polsce "wiedźmy" już traktowano ulgowo. Jednak w sierpniu 1775 r. postanowiono odrobić "hurtem" te zaległości i to w Doruchowie. Tu odbył się w majestacie prawa ostatni w Europie proces kobiet podejrzanych o czary. Według obowiązującego wówczas scenariusza przesłuchań, pod hasłem "młot na czarownice" w strasznych cierpieniach stracono 14 niewinnych kobiet. A jak się to stało, napisał pan Ryszard Mazur: "Doruchów - polskie Salem” .... Opierając się na okrutnym prawie magdeburskim, niejaki Stokowski (nazwisko kwestionowane przez historyków, jako niezbyt pewne), dziedzic z Doruchowa w powiecie ostrzeszowskim w ziemi wieluńskiej, dopuścił się straszliwego sądowego morderstwa na 14 kobietach. Pewnego dnia zdarzyło się, ze żona Stokowskiego dostała wielkiego bólu w palcu, a włosy zaczęty się zwijać w kołtun. Sprowadzono z Kępna felczera, który jednak nie rozpoznał przy czyny tej choroby, dlatego postanowiono szukać pomocy na miejscu. Sprowadzono do chorej kobietę z sąsiedniej wsi (prawdopodobnie Z Tokarzewa), która trudniła się leczeniem, a ta zaraz orzekła, że "cioty (czarownice) zadały kołtuna, a Dobra najpierwsza ".Dobra, żona gospodarza Kazimierza, by la kobietą gospodarną, powodziło się jej nieźle, toteż posądzano ją o dobrą komitywę z diabłem, który jej wszystko dostarcza. Drugą "ciotą" miała być wyrobnica - wdowa, którą posądzono o zadanie czarów własnej córce, która z tego zmarła.Podejrzana o czary by ta tez obłąkana dziewczyna, która udawała czarownicę, bo wysuszone liście dębowe puszczała na wiatr a dzieciom mówiła, że w ten sposób myszy robi. Pozostałe skompletowano bardzo szybko. Siedem pochodziło z Doruchowa, reszta z okolicznych wsi, a każda aktywnie współpracowała z diabłem, spotykając się w każdy wtorek i czwartek obok zagajnika i kamienia zwanego we wsi Łysą Górą. Wszystkie kobiety wprowadzono na kamienny most i na założonym pod pachą powrozie po kolei spuszczano do wody. Szerokie spódnice nim namokły, nie pozwalały utonąć. Stojący na moście dziedzic wyrokował: Nie tonie -czarownica! Następnie zawleczono je do dworskiego spichlerza, zamienionego na więzienie i włożono do beczek, jakich wówczas używano do kiszenia kapusty. W beczkach wycięto dziury, kobiety wsadzone w beczki miały ręce i nogi z tyłu związane, a z zewnątrz kołkiem drewnianym byty tak zamknięte, że ani stać, ani siedzieć nie mogąc, przez cały czas aż do egzekucji musiały klęczeć. Beczki pokryte byty grubym płótnem, a na boku przylepione miały karteczki z napisem "JEZUS! MARIA! JÓZEF!" - żeby diabli nie mieli przystępu. Następnie dziedzic w trybie pilnym sprowadził trzech sędziów, dwóch katów i trzech zakonników. Do dyspozycji "prawa" oddał tzw. dom na kopie, gdzie mieszkał zarządca, z którego uczyniono salę i izbę tortur. Do wnętrza wniesiono tylko niezbędne przedmioty, takie juk stół, stołki. przybory do pisania, lichtarz, kilka butelek wódki i kieliszki. Dalej sprawy potoczyły się zgodnie ze scenariuszem tortur, które szczegółowo opisywał "Młot na czarownice". Tortury byty bardzo okrutne. Trzy kobiety zwarty w czasie tortur, pozostałe przyznały się do winy, ho po prostu musiały się przyznać. Pozytywną postacią tego procesu był miejscowy proboszcz ks. Józef Możdżanowski, który próbował odwieść, dziedzica od tego zamiaru, a gdy nic zdołał przekonać - wyjechał do Warszawy, by prosić o interwencje króla Stanisława Augusta. Dziedzic zareagował na to przy spieszanie m sądu i budowy stosu w pobliżu tzw. Łysej Góry. Po południu przed spichlerz, gdzie byty więzione kobiety, zajechały "fornalki" i na trzy wozy wpakowano w beczkach kobiety żywe, na czwarty zaś wóz - umarłe. Przy żywych na każdym wozie siedział zakonnik. Przyjechawszy na plac egzekucyjny sprawcy wydobyli z beczek kobiety i wciągnęli po drabinach na stos. Tam czekał już kat z czterema pomocnikami. Pomocnicy kładli na stosie każdą kobietę ku ziemi i klockami dębowymi każdej przyciskali -, kark i nogi. Trzem zmarłym kobietom ucięto głowy na klocku, a potem ciała ich wraz. z głowami złożono w jednym dole w pobliżu stosu. Następnie stos podpalono. W następnym dniu po spaleniu matek, na plac egzekucji zaprowadzono pozostałe po nich trzy córki, którym sędzia przeczytał dekret, "że będąc córkami czarownic, musiały się już. nauczyć tej diabelskiej sztuki i dusze swe czartom zapisać, aby więc się wyrzekły wspólnictwa z diabłami, mają być u słupów rózgami smagane". Po wykonaniu tego wyroku, jedna z. córek zmarła, l tak w majestacie prawu stracono 14 niewinnych kobiet i jedną ich córkę. Gdy ksiądz Możdżanowski wrócił z Warszawy, było już po wszystkim". Książka pt. „ESKULAP – W SŁUŻBIE ZIEMI OSTRZESZOWSKIEJ”